Chulu West, Lhotse 2014, Nepal

Flaczyńscy zdobyli Chulu West 6419 m

„Chulu (West) 6419 m to spore przewyższenie (ok. 1300 metrów z High Campu na szczyt) i daleka droga. Poza tym trafiliśmy na nie najlepsze warunki śniegowe (ciepło i słońce = rozmiękły śnieg). Idąc w górę zapadaliśmy się po kostki, później do połowy łydki, co stało się mozolnym torowaniem. W dwóch miejscach trafiliśmy na krótkie odcinki starych poręczówek.

DSCF6812

Droga do góry zajęła nam 9-10h, a na dół to już momentami brakowało sił gdy wpadałeś po udo w rozmiękły śnieg i nie mogłeś się wydostać (czas zejścia 7h mówi sam za siebie). Nieźle wypruci z energii doczłapaliśmy się do namiotu. Nie było dużych trudności technicznych, ale daleka „wyrypa”. W drodze zejściowej silne podmuchy wiatru, mgły, chmury utrudniające orientację w terenie. Dobrze, że mam dobry wzrok i wyszukiwałem nasze nie wszędzie jeszcze zasypane ślady.”

Galeria z wejścia na Chulu West 2014 – Foto: Lech i Wojciech Flaczyńscy – wszelkie prawa zastrzeżone

Lawiny, Lhotse 2014, Nepal

Lhotse 2014 – po zejściu lawiny – nowe cele wyprawy

Po zejściu lawiny na Ice Fallu, która zabiła 16 szerpów (było to nad ranem pierwszej nocy w BC), tzw. Ice Fall doctors, czyli ci, którzy prowadzili poręczówki przez Ice Fall, odmówili dalszej pracy na lodospadzie, mimo że wspinacze ze wszystkich ekspedycji zapłacili im za to po 600,- $ każdy. Wizyta ministra turystyki i innych oficjeli w bazie nic nie pomogła. Wejście na Lhotse było już niemożliwe. Tydzień później większość ekspedycji zaczęła schodzić na dół; bogacze odlatywali helikopterami, my zaś po 11 dniach spędzonych w BC na wys. 5300 m i dwukrotnym podejściu na ścianę Pumori na wys. ca 5750 m też rozpoczęliśmy zejście, tyle że nie prosto do Namche Bazar, lecz przez przełęcz Cho La (5420 m) i przez lodowiec Ngozumpa do Gokyo. Do Gokyo szliśmy 2 dni, kolejnego dnia weszliśmy na Gokyo Ri (5360 m) rzucić okiem na Gyachung Kang (7952 im), gdzie kiedyś robiłem nową drogę i porobić trochę zdjęć. Tego samego dnia zeszliśmy aż do Namche, dotarliśmy tam już w zupełnych ciemnościach.

 DSCF5658

Z Namche wyszliśmy do Lukli dopiero po godz. 15:00, potężna ulewa zmusiła nas do przeczekiwania i wypicia kilku kaw w pobliskiej „kawiarni”, gdzie dorodny szczur hasał sobie po półkach z wypiekami. Około 20:00 dotarliśmy do Lukli do Everest Lodge i dołączyliśmy do reszty ekipy. Stąd odlatuje się do Katmandu ze słynnego lotniska, oczywiście o ile jest lotna pogoda. My mieliśmy znowu pecha – pochmurna i mokra pogoda zmusiła nas do 5-dniowego oczekiwania na lot. Bogaci trekkersi i niecierpliwi latali znowu helikopterami za 500 $, my wstawaliśmy codziennie przed 6:00, by koło 11:00 wracać z kwaśnymi minami z powrotem do Everest Lodge.

 DSCF6176

6 maja wreszcie lądujemy w Katmandu – początkowo w Buddha Hotel, ale Monte Rosa nie chciała już za nas płacić, więc przenieśliśmy się do hotelu Radiant (9 $ za dwuosobowy pokój). Kolejne dni walczymy z naszą agencją o zwrot choć części naszych pieniędzy, ale idą w zaparte. Dopiero dwie wizyty w ministerstwie i szereg innych zabiegów zmusiły tych złodziei do zwrotu niewielkiej części wyłożonych przez nas środków. W międzyczasie trochę zwiedzamy, Patan, świątynię małp, czyli Swayambhunath oraz dalej położony Bhaktapur.

 DSCF6128

14 maja nasz leader Boguś wyleciał do Polski i zostaliśmy z Wojtkiem sami. Michał Matląg i Chorwaci wylecieli już dużo wcześniej, nam linia Qatar Airlines nie dała szans, zażądali po prawie 500 $ za przebukowanie biletów. Dwie beczki z butlami tlenowymi i szturm żarciem deponujemy na rok w „Seven Brothers” u Nimy Gombu Sherpy (19 razy na Evereście), cztery wielkie „bags” w hotelu Radiant i jutro rano wyjeżdżamy do Pokhary (6 -7 godz.) busem, potem jeepami (12 godz.) do Jomsom, dalej kilka dni trekkingu z 20 kg plecakami, aż znajdziemy się po północnej stronie Annapurny. Plecaki ciężkie, bo niesiemy sprzęt wspinaczkowy – spróbujemy wejść na 2 – 3 szczyty powyżej 6.000 m.

 DSCF6281

Około 25 maja zamierzamy wrócić do Katmandu i 3 dni później wrócić do rodziny. Wreszcie zjemy kawałek normalnego chleba i zobaczymy zieloną soczystą trawę. Na ulicy nie trzeba będzie lawirować pomiędzy trąbiącymi samochodami, motorami, rikszami, rowerami, nikt nie będzie nagabywał co chwilę i szeptał za plecami „hasz, hasz sir” :).

DSCF6149

IMG_4907Fotografie Lecha i Wojciecha Flaczyńskich – 2014 – Wszelkie prawa zastrzeżone

Himalaizm, Lhotse 2014, Nepal

Lhotse 2014 – część 3

Wieści z wyprawy na Lhotse 2014 – część 3

16 kwietnia 2014

„Przesyłamy pozdrowienia od chłopaków spod Lhotse! W ramach aklimatyzacji weszli na Awi Peak 5250 m n.p.m. oraz na Kala Pattar 5545 m n.p.m. Formę mają bardzo dobrą, saturację w porządku, a sen twardy jak skała. Dziś odpoczywają na wysokości 5150 m n.p.m., a na dniach powinni dotrzeć do bazy”( Polski Klub Alpejski)

Himalaizm, Lhotse 2014, Nepal

Lhotse 2014 – część 2

Lhotse 2014 – część 2

10 kwietnia

O 8:00 rano ruszamy z Namche do Deboche. Po drodze ponownie wojskowy punkt kontrolny, trzeba pokazać permit. Pniemy się mozolnie do góry, by potem stromym zejściem osiągnąć mostek na rzece, a potem oczywiście znowu mozolnie do góry. Na końcu długiego podejścia klasztor Tengboche na wys. 3.880 m. Odwiedzamy klasztor, trochę zdjęć, i schodzimy w 15 minut około godz. 14:00 do Deboche. W Tengboche zjadamy po jabłeczniku, popijając limon tea. Pomijając przerwy doszlibyśmy w 4 ½ godz., a tak pstrykając zdjęcia, filmując, zwiedzając klasztor i ciasteczko w lodge wyszło 6 godz. Popołudnie i wieczór spędzamy w jadalni, gdzie gospodarz pali w kozie i wnet robi się przytulnie i miło. Wszyscy tu przesiadują, nasze pokoje to małe i zimne klitki, gdzie tylko śpimy.

1403666_10152103702598763_1090136545_oFoto: I kolejne miłe spotkanie, tym razem z ekipą Sherpów z naszej agencji. Idziemy szukać gazu, ale w całym Katmandu go nie ma… .

11 kwietnia

Wyruszamy o 8:50 i w czasie drogi do Pheriche Wojtek czuje się stopniowo coraz lepiej. Po drodze mijamy niewidomego Niemca, towarzyszy mu ekipa TV, bo zamierza wchodzić na Everest. Spotykamy też Polaków z Gdańska, aktualnie Londyn, idących do BC pod Everestem. Do Pheriche dochodzimy szybko w 3 ½ godz., wyprzedzając po drodze ekipę z Chorwacji. Nocujemy w Snowland Lodge. Fajnie tu – przed lodgem leci z rury bez przerwy woda, stoją dwie blaszane miski zapraszające do prania. Pijemy coś i pierzemy co się da. Trzeba wykorzystać słońce i rozwieszony sznur do bielizny. Dobrze, że w Namche kupiliśmy klamerki do bielizny, bo wiatr ostro wieje. Gospodarz rozpala w kozie i od razu robi się miło i przytulnie. Na dworze natomiast zaczyna sypać śnieg i nasze pranie zamarza na kość. Dosuszamy je potem na krzesłach przystawionych do kozy. Na lunch – Wojtek: zupa czosnkowa, spaghetti bolognese, herbata imbirowa.

10151144_10152115887118763_1653374462875569606_n

Dinner o 19:00: stek z jaka. Dogadzamy sobie, w końcu zapłaciliśmy agencji masę pieniędzy.
Po kolacji rytualny pomiar tętna i wysycenia tlenem krwi.
Jutro kolejne wyjście aklimatyzacyjne, odbijamy w bok do Chhukhung, by zobaczyć czorten Kukuczki i zanocować na wys. 4.730 m.

919996_10152110092713763_4837120996109968414_oFoto: Nasza ekipa z permitem na Lhotse, w ministerstwie (na zdjeciu nie ma Michala Matlaga).

13 kwietnia 2014

Jest 13 kwietnia i śpimy w pokoju 113. Wczoraj rano około 9:40 ruszyliśmy w dolinę boczną prowadzącą do Chhukhung, a dalej pod Island Peak i południową ścianę Lhotse, największą na świecie. Z Pheriche ścieżka prowadzi od razu bardzo stromo w górę, potem schodzi się łagodnie do wioski Dingboche, gdzie roboty na poletkach w pełnym toku. Orzą dwoma jakami zaprzężonymi do prymitywnego pługa i sadzą kartofle. Za Dingboche ścieżka pnie się łagodnie do góry w Bibre zatrzymujemy się na herbatę.

Stoi tu jedna prymitywna chata, tuż za nią czorten Kukuczki, jeden z celów naszego wyjścia.

10169210_10152120285523763_1212759592701950074_n

Poprzednio stał w Chhukhung, ale dobudowano kolejne lodge i stał za murkami w pobliżu toalet. Aktualne miejsce bardzo ładne, w zapierającej dech górskiej scenerii. Spędzamy tu ze 40 min. i ruszamy dalej. O 12:20 jesteśmy już w Chhukhung i lokujemy się w Chhukhung Resort Lodge. Po południu zaczyna sypać śnieg, zimno, siedzimy więc w jadalni, gdzie w kozie buzują odchody jaka . Miło i przytulnie, pełno ludzi. Pijemy, pijemy i pijemy.

10153196_10152120294688763_873182910335481328_n

Noc na wys. 4.730 m nie oznacza w moim przypadku relaksu i odpoczynku. Trudno zasnąć, potem sen na jawie, budzę się co chwila. Wojtek śpi lepiej, pewnie to sprawa aklimatyzacji. Rano okna pokryte lodem.

1010144_10152120286343763_1699717154259907314_n

Po wczesnej pobudce śniadanie, umyć się tu nie ma gdzie. Tylko w kiblach stoi beczka z wodą, rano z wierzchu zamarznięta. Przełazimy przez dwa murki, by wydostać się na ścieżkę wiodącą w kierunku góry leżącej po lewej stronie wioski przed murem Nuptse. Szybko zyskujemy na wysokości, czasami gubimy ścieżki, ale trudności nie ma. Po 2 godz. 40 min jesteśmy na szczycie Chhukhung Ri 5.550 m. Zejście zajmuje nam 1 godz. Szybko i sprawnie. W Lodge zjadamy co nieco, pijemy Ginger Tea i na dół do Pheriche. Plany na jutro ustalimy wieczorem – Michał w formie jak to ultramaratończyk, ja kłopoty ze snem i gorsza saturacja. Powinniśmy jutro iść do Lebuche na wys. ca 4.900 m.

Himalaizm, Lhotse 2014, Nepal

Lhotse 2014 – część 1

Newsy od Lecha i Wojtka Flaczyńskich z Kathmandu

06.04.2014

Stres związany z lotem do Katmandu spowodowany ca 30 kg nadbagażu już za nami. Udało się przewieźć wszystko bez dodatkowych kosztów, co prawda wyglądaliśmy jak choinki, ale kilo nadbagażu kosztuje od 30 do 50$ za 1 kg! Zdjęcia biednych himalaistów z Polski w rynsztunku bojowym można zobaczyć na facebooku – zrobiła i zamieściła je Ewa Czubkowska.
Kilka zdjęć z Katmandu zamieścił też Bogusław Magrel.

1604708_747219515310434_1484945446_n
W Doha trochę pospaliśmy na naszych karimatach, choć luksusowo nie było. W Katmandu przyjechał po nas na lotnisko Boguś, ale musieliśmy wykupić najpierw wizy za 100 $, potem ca 2 godz. czekaliśmy na nasz bagaż. Nasze plecaki i kartony – na szczęście całe wyjechały jako ostatnie. Przed lotniskiem czekał na nas minibus z ludźmi z agencji, konkretnie z sirdarem naszej wyprawy i co za niespodzianka – przywitał nas girlandami z kwiatów, które zawiesił nam na powitanie na szyjach. Myślałem, że tak robiono w dawnych czasach, ale jak widać podtrzymują tradycje.
Koło 10:30 poszliśmy z Bogusiem na kolację i piwo Everest, całkiem dobre.

1973983_10152103680543763_565516521_o
Ostatnie dwa dni ciągle biegamy po wąskich uliczkach Thamelu. Kupiliśmy już szable śnieżne i repiki do mocowania namiotów, śruby lodowe, torby transportowe na karawanę, kłódki do ich zabezpieczenia, kartę SIM i pakiety na internet, bo w BC jest już ponoć internet, mapę trekingu do BC.  Dziś po południu w markecie zakupy spożywcze na akcję powyżej BC, i całe żarcie dla szerpów.

Być może nie wiecie, ale będziemy mieli 2 szerpów. Mocne chłopaki, ale to ogromny wydatek dla naszej czwórki! Mniejsza o szczegóły, jutro musimy wszystko przepakować w torby wyprawowe, żarcie w beczki, przygotować ładunki dla jaków, a w poniedziałek rano mamy lecieć do Lukli. Potem 7 dni karawany do BC pod Everestem, gdzie w tym roku ma być ponoć ponad czterdzieści wypraw.

10010235_10152103697268763_913671876_o

Na dodatek szerpowie postanowili w tym roku poręczować drogę na Lhotse, choć nikt ich o to nie prosił i kasować każdego wspinacza za to 150 lub 200 $.

Będziemy też mieli po 3 butle tlenowe i wypożyczoną od agencji drugą maskę.

Nasz hotel Marshangdi jest dobry, czasami wieczorem brak prądu, świeci się tylko mała lampka pod sufitem, ale jest ok. Zamiast planowanych prawie 4 dni, spędzimy tu kilka dni. Na razie na zwiedzanie Katmandu nie mieliśmy czasu, musimy odłożyć to na „po wyprawie”.

7 kwietnia

Pobudka o 5:00 rano. Niewyspani jedziemy na lotnisko. Czekamy półtorej godziny na samolot, pogoda tego ranka niekorzystna. O 8:50 wreszcie startujemy, by po 20-30 min. wylądować w Lukli.Pijemy herbatę i ruszamy z kopyta do Phakding – ponoć to tylko 2 ½ godz. W rzeczywistości trwa to znacznie dłużej – Wojtek jest w Nepalu po raz pierwszy i tutejsza egzotyka wywołuje odruch sięgania raz po raz po aparat fotograficzny. Ja też idę nieco wolniej, gdyż mam na bolącym kolanie stabilizator, pamiątka po ostatnim treningu na naszych bunkrach, dwa dni przed wyjazdem na wyprawę. Przebieramy mokre ciuchy, zjadamy obiad i po południu idziemy 30 min. stromo pod górę do 500-letniego buddyjskiego klasztoru. Nastoletni mnisi akurat zbierają się na modły i zza zasłony słuchamy recytowanych mantr, trąb i bębnów.

Po powrocie do lodge Wojtek ładuje baterie do swojego aparatu za 200 Rs, zjadamy kolację zamawianą z karty, potem codzienny rytuał – mierzymy pulsoksymetrem nasycenie krwi tlenem i puls, a Boguś wszystko zapisuje. Początkowo mamy podobne wyniki, w granicach 93 – 95%.

8 kwietnia

Idziemy z Phakding do Namche Bazar 4 ½ godz. Śpimy w Himalaya Lodge dwie noce.

09.04.2014

Jesteśmy w Namche to 3.440 m. Nad ranem bolała nas nieco głowa. Boguś mierzy nam codziennie saturację, mamy wszyscy podobną. Dziś dzień restowy, zostajemy w Namche. Poszliśmy naszą czwórką do góry na Everest Wiev Point 3.800 m a potem ja z Wojtkiem do Khundjung i wracamy koło szkoły Hilarego do Namche. Ja zaliczam bezsenną noc, Wojtek rano czuje się bardzo kiepsko. Pijemy Nepali Tee, czyli słabiutka herbatka z mlekiem.

Jutro ruszamy do Dengboche. Dziś robiliśmy dużo zdjęć. Kamera i aparaty już strasznie zakurzone, bo tu wszędzie unosi się w powietrzu pył, który niszczy aparaturę i nasze gardła. Wiele osób nosi maski lub chustki na ustach.

Jutro będziemy spać chyba na 3.480 m.

Himalaizm, Lhotse 2014, Nepal

Lech i Wojciech Flaczyńscy ruszyli w Himalaje. Wchodzą na Lhotse

Lech i Wojciech Flaczyńscy ruszyli w Himalaje. Wchodzą na Lhotse (za Łukasz Ernestowicz z portalu Moje Miasto Grudziądz).

Obrazek

– Spodziewamy się tłoku turystów wysokogórskich na szlaku – mówią Lech i Wojciech Flaczyńscy. To główne zmartwienie grudziądzkich podróżników, którzy wczoraj (02.04.2014) wystartowali, aby zdobyć jeden z najwyższych szczytów świata – Lhotse.

Druga bolączka, która spędzała im ostatnio sen z powiek? – Martwimy się o odprawę lotniczą. Mamy mały nadbagaż. Nasze rzeczy są nieco cięższe niż pozwala na to linia lotnicza – przyznaje z uśmiechem Lech Flaczyński. Pakuje do portfela nowy studolarowy banknot. – To na wszelki wypadek.

Karawaną pod Mount Everest

Jak przyznaje grudziądzki podróżnik, przygotowania do wyprawy są o wiele bardziej stresujące niż sama wspinaczka. Razem z synem Wojciechem wczoraj rano wyjechali z Grudziądza do Warszawy, skąd, przez Katar polecieli do Katmandu – stolicy Nepalu. Stamtąd małym samolotem przedostaną się w okolice Himalajów.

– Następnie karawaną dotrzemy po siedmiu dniach pod Mount Everest i Lhotse – mówi podróżnik i himalaista.
Baza dla obu szczytów jest wspólna. Do następnego obozu prowadzi także wspólny szlak. – Do pewnego momentu będziemy mieli do czynienia z kolejkami osób, które będą wchodziły głównie na najwyższą górę świata. Będą wśród nich dominować nie wspinacze a turyści wysokogórscy – obawia się Lech. – Są to ludzie, którzy często nie mają pojęcia nawet o sprzęcie wspinaczkowym. Płacą po 100 tys. dolarów za możliwość wejścia, każdy ma osobistego tragarza, a nawet po kilku, którzy na górę wnoszą rarytasy do jedzenia i luksusowy sprzęt.

———————————————————————————————————————
Czytaj też:
Atak terrorystyczny na Nanga Parbat. Himalaiści zabici przez ekstremistów 
———————————————————————————————————————

Droga na Everest jest stosunkowo prosta. Wszędzie praktycznie zamocowane są poręcze z lin. Na Lhotse takich ułatwień nie ma. – Będziemy musieli „rzeźbić sami” – zakłada Lech. – Jeśli będą dobre warunki, to zaatakujemy szczyt bez poręczowania. Zdobędziemy go w stylu alpejskim.

Równolegle z grudziądzanami będzie wspinać się zespół Bogusława Magrela i Michała Matląga. Na szczyt wchodzić będzie też grupa Chorwatów.

Będziemy w kontakcie!

Nasi himalaiści zabierają ze sobą trochę więcej elektronicznego sprzętu niż podczas pechowej ubiegłorocznej wyprawy na Nanga Parbat.

– Bierzemy ze sobą netbooka. Będziemy próbować się kontaktować przez niego. W okolicy bazy można złapać zasięg sieci komórkowej – mówi Wojciech, syn Lecha. – Spakowaliśmy też małą kamerę, którą można zamocować na czole. Przywieziemy piękny materiał filmowy i fotograficzny.

Wczoraj żegnała ich Barbara Flaczyńska, żona Lecha i mama Wojciecha: – Jak zawsze się trochę martwię. Wierzę że wrócą cali.

Zgodnie z planem grudziądzanie powinni wejść na szczyt w połowie maja. O postępach wyprawy będziemy informowali.

  • Lhotse to szczyt w paśmie Himalajów o wysokości 8.516 metrów nad poziomem morza. Czwarty co do wysokości na świecie.
  • 24 października 1989 roku na Lhotse zginął jeden z najwybitniejszych polskich i światowych himalaistów – Jerzy Kukuczka. Na południowej ścianie na wysokości 8.300 m pękła lina, która go przytrzymywała. Spadł w dwukilometrową przepaść.
  • W czerwcu ubiegłego roku Lech i Wojciech Flaczyńscy wspinali się na inny ośmiotysięcznik – Nanga Parbat. Kiedy znajdowali się na wysokości ponad 6 kilometrów, położoną niżej bazę zaatakowali Talibowie. W zamachu pod Nanga Parbat terroryści zamordowali 11 himalaistów. Grudziądzanie cudem uniknęli śmierci. Zostali ewakuowani.