Himalaizm, Kraje, Lawiny, Lhotse 2015, Nepal

Zostajemy w bazie – relacja z lawiny

28.04.2015 – Lech i Wojciech Flaczyńscy pozostają w bazie (base camp), ponieważ istnieje wciąż niebezpieczeństwo lawin, oberwań na szlaku powrotnym. Sytuacja w Kathmandu jest fatalna, brak wody, prądu, tłok, brak możliwości wylotu. W bazie, póki co, żywności i wody nie brakuje. Z ok. 1500 wspinaczy pozostało w bazie jedynie 500 osób. Pośród 50 rannych, 21 było w ciężkim stanie, Flaczyńscy pomagali przenosić rannych 1,5 km w dół bazy, skąd zostali następnego dnia zabrani helikopterami do Kathmandu. Wciąż jest sporo szerpów uznanych za zaginionych, ok. 17 osób zginęło w bazie. Base Camp ma ok. 2 km i ci, co znajdowali się w jego górnej i dolnej części byli w miarę bezpieczni (Flaczyńscy z obsługą szybko schronili się za skałami w okolicy mesy), tragedia rozegrała się w środkowej części bazy. Peruwiańczycy relacjonowali, że widzieli jak 3 osoby pofrunęły razem z podmuchem i zginęły na miejscu. Cały środek bazy wygląda jak pobojowisko, leżą fragmenty namiotów, sprzętów. Dziś odnaleziono ostatnią ofiarę lawiny.

Lawiny, Lhotse 2014, Nepal

Lhotse 2014 – po zejściu lawiny – nowe cele wyprawy

Po zejściu lawiny na Ice Fallu, która zabiła 16 szerpów (było to nad ranem pierwszej nocy w BC), tzw. Ice Fall doctors, czyli ci, którzy prowadzili poręczówki przez Ice Fall, odmówili dalszej pracy na lodospadzie, mimo że wspinacze ze wszystkich ekspedycji zapłacili im za to po 600,- $ każdy. Wizyta ministra turystyki i innych oficjeli w bazie nic nie pomogła. Wejście na Lhotse było już niemożliwe. Tydzień później większość ekspedycji zaczęła schodzić na dół; bogacze odlatywali helikopterami, my zaś po 11 dniach spędzonych w BC na wys. 5300 m i dwukrotnym podejściu na ścianę Pumori na wys. ca 5750 m też rozpoczęliśmy zejście, tyle że nie prosto do Namche Bazar, lecz przez przełęcz Cho La (5420 m) i przez lodowiec Ngozumpa do Gokyo. Do Gokyo szliśmy 2 dni, kolejnego dnia weszliśmy na Gokyo Ri (5360 m) rzucić okiem na Gyachung Kang (7952 im), gdzie kiedyś robiłem nową drogę i porobić trochę zdjęć. Tego samego dnia zeszliśmy aż do Namche, dotarliśmy tam już w zupełnych ciemnościach.

 DSCF5658

Z Namche wyszliśmy do Lukli dopiero po godz. 15:00, potężna ulewa zmusiła nas do przeczekiwania i wypicia kilku kaw w pobliskiej „kawiarni”, gdzie dorodny szczur hasał sobie po półkach z wypiekami. Około 20:00 dotarliśmy do Lukli do Everest Lodge i dołączyliśmy do reszty ekipy. Stąd odlatuje się do Katmandu ze słynnego lotniska, oczywiście o ile jest lotna pogoda. My mieliśmy znowu pecha – pochmurna i mokra pogoda zmusiła nas do 5-dniowego oczekiwania na lot. Bogaci trekkersi i niecierpliwi latali znowu helikopterami za 500 $, my wstawaliśmy codziennie przed 6:00, by koło 11:00 wracać z kwaśnymi minami z powrotem do Everest Lodge.

 DSCF6176

6 maja wreszcie lądujemy w Katmandu – początkowo w Buddha Hotel, ale Monte Rosa nie chciała już za nas płacić, więc przenieśliśmy się do hotelu Radiant (9 $ za dwuosobowy pokój). Kolejne dni walczymy z naszą agencją o zwrot choć części naszych pieniędzy, ale idą w zaparte. Dopiero dwie wizyty w ministerstwie i szereg innych zabiegów zmusiły tych złodziei do zwrotu niewielkiej części wyłożonych przez nas środków. W międzyczasie trochę zwiedzamy, Patan, świątynię małp, czyli Swayambhunath oraz dalej położony Bhaktapur.

 DSCF6128

14 maja nasz leader Boguś wyleciał do Polski i zostaliśmy z Wojtkiem sami. Michał Matląg i Chorwaci wylecieli już dużo wcześniej, nam linia Qatar Airlines nie dała szans, zażądali po prawie 500 $ za przebukowanie biletów. Dwie beczki z butlami tlenowymi i szturm żarciem deponujemy na rok w „Seven Brothers” u Nimy Gombu Sherpy (19 razy na Evereście), cztery wielkie „bags” w hotelu Radiant i jutro rano wyjeżdżamy do Pokhary (6 -7 godz.) busem, potem jeepami (12 godz.) do Jomsom, dalej kilka dni trekkingu z 20 kg plecakami, aż znajdziemy się po północnej stronie Annapurny. Plecaki ciężkie, bo niesiemy sprzęt wspinaczkowy – spróbujemy wejść na 2 – 3 szczyty powyżej 6.000 m.

 DSCF6281

Około 25 maja zamierzamy wrócić do Katmandu i 3 dni później wrócić do rodziny. Wreszcie zjemy kawałek normalnego chleba i zobaczymy zieloną soczystą trawę. Na ulicy nie trzeba będzie lawirować pomiędzy trąbiącymi samochodami, motorami, rikszami, rowerami, nikt nie będzie nagabywał co chwilę i szeptał za plecami „hasz, hasz sir” :).

DSCF6149

IMG_4907Fotografie Lecha i Wojciecha Flaczyńskich – 2014 – Wszelkie prawa zastrzeżone